Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia leci


Authors
ObywatelKajen
Published
2 years, 2 months ago
Stats
1316

Długi weekend majowy miał zapowiadać się cudownie. Przeskok wiosny oraz lata, a także upragniony odpoczynek po dłużącym się tygodniu w pracy – bądź po męczących wykładach na uczelni. Niejedna osoba marzyła już o pięknie upieczonej kiełbasie prosto z grilla. Wszystko miało pójść perfekcyjnie. No właśnie. Miało.
Rok 2021. Znudzeni brzydką pogodą za oknem Janek i Ernest postanawiają się zabawić w domu.

Theme Lighter Light Dark Darker Reset
Text Serif Sans Serif Reset
Text Size Reset

Długi weekend majowy miał zapowiadać się cudownie. Przeskok wiosny oraz lata, a także upragniony odpoczynek po dłużącym się tygodniu w pracy – bądź po męczących wykładach na uczelni. Niejedna osoba marzyła już o pięknie upieczonej kiełbasie prosto z grilla. Wszystko miało pójść perfekcyjnie.

No właśnie. Miało.

Miało, bo nie poszło według planów – a wszystko zniszczyła prognozowana pogoda na weekend. Zamiast cieszyć się słoneczną pogodą w centrum miasta lub na działkach, wszyscy byli zmuszeni siedzieć w domu przez okropne ulewy. Mało tego, zapowiedzieli na dziś burzę. Kto by pomyślał! Jakież życie musi być niesprawiedliwe czasami.

— Uch, nudzi mi się. — jęknął przeciągle Ernest, wchodząc do głównego pokoju ich małego mieszkania i siadając z impetem na kanapie. Oparł się wygodnie o mebel, a kciukiem i palcem wskazującym złapał się za nasadę nosa. — Jak tam leje! I zimno jest.

Janek, siedzący przy stole, uniósł wzrok znad telefonu, aby spojrzeć na współlokatora z niewzruszoną miną. Najwidoczniej pogodził się już z brakiem możliwości cieszenia się kiełbasą i piwem na świeżym powietrzu. Odpisał komuś coś szybko, po czym zwrócił się do drugiego mężczyzny:

— To masz może jakiś pomysł, co możemy porobić? Ja miałem wyjść z Lynką, ale no, widzisz…

Chcąc zobrazować, o czym mówi, wskazał lekkim ruchem głowy za okno, o które równomiernie stukał deszcz. Pomyślał o tym, co śpiewała Kora.

— Ta… Nic mi nie przychodzi do głowy. Może zaprosimy Marcina i…

— Marcin nie przyjdzie, dzisiaj miał się zająć rodzeństwem. — Janek nawet nie pozwolił mu dokończyć zdania, od razu skreślając ten plan.

— A Gynek?

— Mówił przecież, że jedzie na weekend do Cieszyna, do znajomego.

— Ach, no tak. Zapomniałem.

Ernest podrapał się po brodzie, wydymając wargi i zastanawiając się, co mogliby zrobić tego wieczoru. Wyjście gdziekolwiek odpadało, zaproszenie znajomych też raczej nie wchodziło w grę… Myśl, Ernst, myśl!

Gdzieś w tle, na razie daleko, zagrzmiało.

Nagle niespodziewanie, niczym piorun, do głowy wpadł mu pomysł. Jest! Eureka!

— Mamy jeszcze wódkę? — przebiegły uśmieszek powoli wkradł się na usta Ernesta, który już szykował cały plan.

— Tak…? — Janek, jednocześnie zaintrygowany i zdziwiony, uniósł krzaczastą brew.

— A co powiesz na małe… — tu Ernest przechylił głowę w bok, nadając mu nieco wyglądu niewinnego dziecka — Drinking competition?

Blondyn wyglądał na jeszcze bardziej zaciekawionego. Nawet nie przeszkadzała mu ta anglojęzyczna wstawka, którą pewnie by mu inaczej wytknął.

— Kontynuuj — dodał pewniej drugi mężczyzna, widocznie analizując ofertę w swojej głowie.

— Quiz z dat historycznych. Będę cię pytał, co kiedy się wydarzyło. Jeśli odpowiesz poprawnie, ja biorę shota. A gdy się pomylisz, to ty. Co ty na to?

Nie trzeba było go długo namawiać.

— No ba!


~*~


Minęło trochę czasu, a póki co Janek miał wrażenie, że to on wypił więcej. Zresztą, Ernest pytał go głównie o daty związane z tematami wychodzącymi poza dziewiętnasty i dwudziesty wiek, a wiedza Janka w tym zakresie aż nie była taka duża.

Ernest przyjrzał się pytaniu, które miał zapisane w notatkach na telefonie.

— Dobra… co wydarzyło się dwudziestego piątego grudnia 800 roku?

Blondyn potrząsnął głową.

Dawaj, Janek!

— Boże… nie wiem — już zobaczył, jak ust Ernesta znów układają się w ten wredny uśmiech. — Czekaj, czekaj! Nie, pomyślę. Koronacja… Karola Wielkiego?

— No, w końcu dobrze! Janek, to poziom gimnazjum, mógłbyś się bardziej postarać.

— Zamknij się! Ty mógłbyś zacząć zadawać pytania związane z dwudziestym wiekiem.

Ernest wyszczerzył zęby, ukazując szparę między siekaczami. Ta mina tak często go irytowała.

— Nigdy nie powiedziałem, że będzie to łatwe.

Drugi mężczyzna przewrócił teatralnie oczami.


~*~


Dwie godzinny. Tyle już siedzieli, starając się… Właściwie to żaden z nich nie wiedział, co chcieli swoim nieugiętym piciem pokazać. Dominację? Większą wiedzę historyczną? Kto straci więcej szarych komórek? Może wszystko na raz?

~*~


Flaszka wódki była w połowie pusta, a oni sami niemalże zgubili rachubę – jednakże bezpiecznie można było stwierdzić, że obaj wypili niemal po równo.

Gdyby Ernest pytał wyłącznie o tematy, o których Janek mógł robić godzinne wywody, na pewno by zgadł większą część, jak nie wszystkie.

Blondyn miał twarz schowaną w dłoniach, śmiejąc się z własnego błędu. Był załamany – humorystycznie – swoją wypowiedzią.

Tysiąc dziewięćset czterdziesty trzeci. Cztery trzy, nie cztery cztery. Jak można się tak pomylić z datą Bitwy stalingradzkiej. To wszystko przez alkohol  – chciał się usprawiedliwić w myślach. To chyba jeden z najbardziej oczywistych błędów, jakie kiedykolwiek popełnił.

Ernest również się śmiał, najwidoczniej też uważając odpowiedź Ślązaka za strzał w kolano.

— Dobra, dobra. — odkaszlnął Ernest, starając się uspokoić. Zachichotał raz jeszcze i spojrzał na zapisaną w telefonie odpowiedź. — I nasze ostatnie pytanie na ten wieczór.

— Już? — oburzył się niebieskooki — Dopiero co zaczęliśmy!

— Ta, zaczęliśmy — wywrócił oczami, pokazując kciukiem w stronę w połowie opróżnionej butelki. — Mi już głowa pęka, Janek! Dziwię się, że tobie nie, wypiłeś więcej niż ja.

— Widzisz — przyłożył palec do skroni — nikt nie jest takim zawodowcem jak ja! — zaśmiał się. — Okej, dawaj to ostatnie pytanie.

— Coś, co na pewno wiesz. W końcu kto, jak nie ty — puścił oczko — Data urodzin Korfantego.

Janek poczuł, jakby zaraz miał spaść z krzesła. Cholera! Zawsze wiedział tyle o polityce Korfantego i jego przekrętach, a teraz… No nie, musi na to odpowiedzieć poprawnie, nie  ma innej opcji. Nie da satysfakcji wygranej Ernestowi. Nie tym razem.

— Kurde… — zaczął mężczyzna — Ten sam dzień co Hitler. Dwudziesty kwietnia… Tysiąc osiemset siedemdziesiąty… — trzeci czy ósmy? Teraz sam już nie wiedział. No cóż, będzie strzelał. — trzeci.

Dodał taki nacisk na ostatnią cyfrę, że Ernest aż uniósł brew. Najwidoczniej widział, że jego przyjacielowi zależało na wygranej i nie zamierzał się poddać.

— Dobrze, dobrze, brawo. Wiedziałem, że ci się uda — dodał to z nutą sarkazmu i szybko wlał zawartość kieliszka do gardła, przełykając wódkę i robiąc kwaśną minę. — Słuchaj, mamy remis, tak mi się wydaje przynajmniej. Ja już dłużej nie mogę, proponuję to odespać. Rano i tak będziemy tak schlani, że nie będziemy pamiętać tego wieczoru.

Ślązak, chcąc czy nie, przyznał rację swojemu współlokatorowi. Sam nawet już nie pamiętał próby dojścia do sypialni ani tego, jak obaj zgodzili się, że lepiej będzie położyć się na kanapie, bo było bliżej. Zasnęli obok siebie.


~*~


Obudziwszy się rano – a przynajmniej tak myślał, bo nie mógł stwierdzić przez zachmurzone niebo – Ernest od razu poczuł okropny ból głowy po tym, co działo się wczoraj. Do tego czuł przeszywające mrowienie w lewym ramieniu, na którym głowę położoną miał Janek. Mężczyzna miał zarzuconą rękę przez tors przyjaciela.

— Cholera, Janek, ręki przez ciebie nie czuję! — wysyczał przez zaciśnięte zęby, próbując oswobodzić się z uścisku przyjaciela.

Blondyn wymamrotał coś niezrozumiałego dla Ernesta przez sen, podobnego do „jeszcze pięć minut”, po czym wrócił do dalszego chrapania.

Mężczyzna jęknął niezadowolony, po czym zamknął oczy i próbował dalej spać mimo przeszywającego bólu głowy.

Kilka godzin snu więcej mu nie zaszkodzi.