Elend - one shot


Authors
Urtica
Published
4 years, 6 months ago
Stats
605

Theme Lighter Light Dark Darker Reset
Text Serif Sans Serif Reset
Text Size Reset

    “Najczęściej los to perwersyjny skurwysyn, który niszczy najsłabszych, podczas gdy dranie żyją długo i szczęśliwie.”

— Guillaume Musso – Zjazd absolwentów


Elend jak zwykle siedział w kącie głównego pomieszczenia, trzymając się w cieniu. Wiedział, że im dalej od tłumu będzie, tym lepiej na tym wyjdzie. Wolał siedzieć i bezmyślnie czekać, niż przypadkiem się komuś narazić. 

    Wokół stolików ustawionych w największym pomieszczeniu opuszczonej fabryki panował jednak nieprzerwany gwar, utrudniający to zadanie. Zebrała się przy nich bowiem zwyczajowa banda obdartusów, do obecności której Elend był już przyzwyczajony. Ludzie ci grali w kości lub dyskutowali na temat pomniejszych robót, jednocześnie buchając dymem z przeróżnych fajek. Dym ów unosił się i kłębił powoli pod sklepieniem, przez to ściany pomieszczenia były ozdobione ciemnymi plamami, jakie powstały po długich latach podobnego traktowania. Podłoga pomieszczenia również pozostawiała wiele do życzenia po tym, jak usłano ją śladami popiołu i w niektórych miejscach błota. Podobnie jak większość złodziejskich szajek, banda Solona nie przesadzała z czystością, a nałóg szerzył się przecież w całym mieście.

    W dalszej części pomieszczenia, która wyglądała na bardziej zadbaną, przesiadywał już sam Solon razem z kilkoma innymi bandytami, którzy albo mieli tego dnia sporo szczęścia, albo posiadali zarezerwowane tam dla nich stałe miejsce. Różnie to bywało. Elend zdążył spostrzec, że często tamci ludzie bardzo często spędzali popołudnia przy [] i drinkach. Równie często dochodziło tam jednak do nieco bardziej istotnych rozrachunków, ale nigdy do tej części z nich, która należała do naprawdę kluczowych. Musiało do tego służyć jakieś inne, zdecydowanie lepiej ukryte pomieszczenie.

    Jeden z członków szajki przeszedł obok skulonej przy pustym stoliku figury. Prawdopodobnie szedł po dokładkę trunku. W każdym razie chłopak był pewien tego, że przechodzący obok niego mężczyzna był jedną z osób, które usytouwały się już wysoko w hierarchii grupy i dlatego zaniepokoiło go to, jak jego spojrzenie błądziło w okolicy Elendowego stolika. Mężczyzna przez chwilę kierował swój wzrok to prawo, to w lewo, pomiędzy kilkoma stojącymi przy stoliku krzesłami. 

– Jesteś! – powiedział mężczyzna, wreszcie zatrzymując swój wzrok na Elendzie i wskazując na niego szybkim ruchem dłoni. – Gdzie byłeś?

Elend nie pozwolił, żeby zdziwienie lub irytacja pojawiły się w jego spojrzeniu. Nie chciał, aby ktoś przerywał jego chwile samotności. Wiedział jednak, że powinien być tak posłuszny, jak było to możliwe. Nie miał tu wyboru ani prawa głosu. Ostatecznie w odpowiedzi chłopak jedynie wzruszył ramionami.

– Słuchaj – dodał stojący przed nim mężczyzna. – Solon cię szukał. Jest jakaś robota.

Chłopak lekko zadrżał. Nie wiedział o co mogło chodzić, ale wypowiedziane przez mężczyznę słowa i tak wzbudzały grozę. Sam przywódca szajki szukający jego? To naprawdę nie mogło oznaczać niczego dobrego. Po chwili Elend otrząsnął się z zamyślenia, energicznie pokiwał głową i szybko wstał, jednocześnie głośno szurając krzesłem o drewnianą posadzkę.

 – Dokładnie, powinieneś się ruszyć. Inaczej Solon mógłby się wkurzyć – powiedział mężczyzna. Chłopak miał nawet wrażenie, że w głosie tamtego zabrzmiała odrobina empatii. Zaskakujące.

W każdym razie, Elend pospiesznie wygramolił się ze swojej ciasnej, ale bezpiecznej i pustej niszy.