Ty masz to co ja chciałbym mieć...


Authors
ObywatelKajen
Published
2 years, 1 month ago
Stats
606

Uważał ich za swoich idoli, a powstańców praktycznie za wybawców. Nieraz mówił, że gdy dorośnie, chce być jak oni.
Rok 1922. Trzynastoletni Gustlik chce, aby powstańcy śląscy z Giszowca nauczyli go walczyć.

Theme Lighter Light Dark Darker Reset
Text Serif Sans Serif Reset
Text Size Reset
Author's Notes

Trochę starsze opko, które ukazuje początkową relację Gustlika oraz Gynka. Uważam, że są uroczy.

— Chcę, żebyście nauczyli mnie walczyć!

Hanik i Ernest obejrzeli się po sobie, próbując utrzymać poważne twarze. Niższy blondyn wbił siekierę w pieniek i krzyżując ręce na piersi, odwrócił się w stronę trzynastoletniego Gustlika.

Rudowłosy przyszedł pod dom Hanika, znajdując całą czwórkę swoich powstańczych idoli w ogródku – Hanik i Ernest byli zajęci rąbaniem drewna, gdy Gynek wraz z Marcinem przyglądali się z odległości całej sytuacji.

Chłopak przyglądał się mężczyznom z wyzwaniem w oczach, jakby próbując udowodnić, że wystarczająco się nadaje.

Gustlik łaził za nimi od czasów, jak wybuchło pierwsze powstanie, a tak przynajmniej mówili Hanik i Marcin, którzy zresztą przyjaźnili się z jego ojcem. Uważał ich za swoich idoli, a powstańców praktycznie za wybawców. Nieraz mówił, że gdy dorośnie, chce być jak oni.

Taka forma adoracji nie była zła – pomyślał Gynek.

Po chwili wymiany spojrzeń Ernest wybuchnął śmiechem.

— Ciebie? Ile ty masz lat, dwanaście? Ledwo karabin utrzymasz! — twarz Gustlika w sekundzie zmieniła się w zmieszanie smutku i niedowierzania.

— Jeszcze mleko masz pod nosem — dodał Hanik, równie rozbawiony.

Gustlik spuścił wzrok na buty, tak, byleby się nie popłakać. Blondyni śmiali się dalej, jakby opowiedzieli jakiś inteligentny, wyrafinowany żart.

— Yrnst, Hanik, skończcie — wciął się Marcin, wywracając teatralnie oczami — sami teroz zachowujecie się, jakbyście mieli nie więcej niż dziewięć.

Gdy górnik podszedł do chłopaka, w jego szarych oczach pojawił się błysk nadziei, który zgasł tak szybko, jak się pojawił. Marcin położył mu dłoń na ramieniu.

— Przykro mi, Gustlik, ale nie. Walczenie nie jest dla dzieci. Nie chciałbym — tu, jakby głos mu się załamał — nie chciałbym, abyś podzielił los swojego ojca. Zresztą, gdyby coś ci się stało, dobrze wiesz, że twoja matka nie zawahałaby się ukręcić mi łeb.

Gustlik fuknął coś pod nosem i odszedł, widocznie obrażony.

— Ach, te bajtle. Zająłby się czymś pożytecznym — Janek odprowadził postać wychodzącą przez furtkę wzrokiem, po czym wrócił do rąbania drewna.


Gynek postanowił znaleźć młodego Gustlika. Nie musiał jednak szukać długo, gdyż chłopczyna siedział na ziemi zaledwie dwie ulice dalej, ze wzrokiem agresywnie utkwionym w butach.

— Hej.

Zaczął. Wziął głęboki wdech i wydech, dosiadając się obok niego. Gustlik rzucił mu krótkie spojrzenie, po czym odwrócił wzrok. Gynek uśmiechnął się lekko, ale młodszy jedynie wykrzywił buzię w grymasie.

— Jeśli przyszedłeś tu, żeby pośmiać się ze mnie jak oni, to możesz iść kajś indziej. — odpowiedział, udając, że mu nie zależy.

— Skądże — uśmiech na twarzy mężczyzny poszerzył się.

— Przestań! — Gustlik odwrócił głowę w stronę Gynka, marszcząc brwi.

— Jeśli chcesz, mogę cię trochę nauczyć, jeśli o walkę chodzi… — wzruszył ramionami, uśmiechając się bez krzty ironii.

— Żarty sobie robisz?

— Poważnie mówię.

Gustlik, przekonany, ożywił się trochę, a na jasnej twarzy pojawił się lekki rumieniec z podekscytowania. Na jego usta powoli wkradł się uśmiech.

— Może broni nie mam, a asem w strzelaniu nie jestem, ale… jest kilka rzeczy, które mogę ci przekazać. Nauczyli mnie ich Hanik i Marcin pod Anabergiem.

— Chodźmy w takim razie, no!

Gustlik wstał energicznie, ręką gestykulując, aby Gynek podążał za nim.

Mężczyzna mruknął do siebie „ileż zapału”, uśmiechnął się i ostatecznie poszedł za Gustlikiem w wybranym przez niego kierunku.