Co za wieczór co za noc


Authors
ObywatelKajen
Published
7 months, 25 days ago
Stats
2057

Michał nigdy nie był osobą, która wstawała późno.
Rok 1985. Michał i Eliasz spędzają wspólnie "specjalny dzień".

Theme Lighter Light Dark Darker Reset
Text Serif Sans Serif Reset
Text Size Reset
Author's Notes

Od razu zaznaczam, że jako osoba pochodząca ze Śląska, u mnie w rodzinie nigdy się nie obchodziło imienin. I większość moich postaci też nie, ale z kontekstu fika, można wywnioskować, że właśnie o to chodzi. Second-hand embarrassment było silne podczas pisania tego. Kocham tych dwóch idiotów. Opko zostało skończone trochę wcześniej, ale specjalnie jako prezent dla Michała z okazji imienin, których nie obchodzi, wrzucam je dzisiaj. Zapraszam do czytania!

Michał nigdy nie był osobą, która wstawała późno. Wręcz przeciwnie – to on zawsze budził się jako pierwszy, robił jakieś śniadanie, często nie tylko dla siebie, następnie czytał Panoramę i pił kawę, palił przynajmniej dwa papierosy. Potem szykował się do roboty. Jednakże dziś było inaczej. Możliwe, że to przez okropną, deszczową pogodę za oknem.
Od samego rana porządnie lało. Deszcz miarowo uderzał o zamknięte okiennice, które skutecznie głuszyły dźwięk, oraz o dach. Tworzyło to dość przyjemną atmosferę, przez którą tym bardziej nie chciało się wstawać spod kołdry. Każdy z rana przy takiej pogodzie chętnie zostałby w łóżku i leżał dopóki obowiązki nie wzywały.

Poza pogodą, prawdopodobne były jeszcze dwa inne powody, dla których mężczyzna postanowił zostać w łóżku trochę dłużej – może przez to, że była niedziela, albo przez to, że wczoraj z Eliaszem mieli dość… intensywny wieczór. Na stoliku nocnym dalej stały dwa kieliszki oraz niedopite do końca wino w szklanej, ciemnej butelce.

Sztygar przewrócił się z jednego boku na drugi kilka razy, mruknął coś do siebie i wtedy otworzył oczy. W sypialni panowała ciemność; nie dość, że okiennice były zamknięte, to zasłony również były zasunięte.
Dopiero gdy się trochę rozbudził zrozumiał, że coś jest nie tak – nie było przy nim Eliasza. Miejsce obok niego było puste; najwidoczniej drugi mężczyzna wstał wcześniej i postanowił wyjść z łóżka przed jego obudzeniem. Wcale mu się to nie spodobało, bo skoro jego partnera nie było w łóżku, nie miał swojego źródła ciepła – a na dworze było zimno. Zresztą, Eliasz rzadko kiedy budził się przed nim, to właśnie Warszawiak wolał spać dłużej. A kiedy już się budził wcześniej, leżeli razem, tuląc się. Dlaczego dzisiaj było inaczej?

Michał powoli podniósł się do siadu, mimowolnie zrzucając z siebie kołdrę i wstał, aby ubrać się w swoje domowe ubrania – bezrękawnik oraz spodnie, które już dawno nie nadawały się do wyjścia na dwór. Poprzeciągał się trochę, a gdy tylko usłyszał, że ktoś krząta się po kuchni i gwiżdże postanowił udać się do tamtego pomieszczenia.

Michał stanął w drzwiach pokoju i plecami oparł się o framugę. Eliasz stał przy kuchence, smażąc coś na patelni. Najwidoczniej go nie zauważył, bo był zbyt zajęty gotowaniem.

Widok gotującego Eliasza był dla sztygara rzadki; nie przez to, że Warszawiak nie umiał gotować, po prostu to przeważnie Michał oferował przyrządzanie posiłków. Był do tego przyzwyczajony i zwyczajnie czuł się głupio, kiedy ktoś musiał robić coś za niego.

— A wiesz, że się nie gwiżdże? Wongli se wtedy traci.[i]

Eliasz lekko wzdrygnął się, zaskoczony, gdy usłyszał głos Michała. Pewnie spodziewał się, że jego partner będzie spał jeszcze trochę, a sam będzie miał więcej czasu na przygotowanie dla nich śniadania. Kiedy odwrócił głowę w kierunku sztygara, uśmiechnął się, zmniejszając minimalnie gaz. Z tej perspektywy Michał mógł zobaczyć, że robi jajecznicę.

— Hej, kochanie, widzę że już nie śpisz — powiedział gdy delikatnie rozgarniał gotujący się posiłek łopatką.

Michał ziewnął, powoli, bez pośpiechu podszedł do Eliasza od tyłu i przytulił się do jego pleców, ręce owijając wokół jego talii.

— Mhmm… — przytaknął, oparł czoło o jego kark. Delikatnie musnął wargami tamto miejsce — Mogłeś mnie obudzić wcześniej, przecież zrobił bych nam śniadanie.

— Wiem, ale mamy szczególny dzień — odpowiedział Eliasz, jak gdyby był to fakt oczywisty i wyłączył gaz całkowicie, po czym przełożył jajecznicę do dwóch misek, które stały obok na blacie. —Pomyślałem, że zrobię coś miłego, sam z siebie. Chyba Ci to nie przeszkadza?

Co?

Michał poczuł się, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Szczególny dzień? Co miał przez to na myśli? Jego urodziny były za jakieś dwa tygodnie, Eliasz miał w kwietniu, ich rocznica była w lutym… Nie miał pojęcia, o co chodzi i jaki dzień miał na myśli, ale nic mu nie przychodziło do głowy.

— Uznam to za tak. Chodź, zjemy zanim ostygnie — powiedział po chwili ciszy, chociaż Michał absolutnie nie miał ochoty się ruszać, bo było mu tak przyjemnie. A poza tym, nie ma mowy, że przyzna się Eliaszowi że… zapomniał? Czymkolwiek miał być ten „szczególny” dzień.

Mimowolnie, sztygar rozluźnił swój uścisk i puścił partnera, który – mogąc swobodnie się ruszyć – postawił miski z jedzeniem na stole. Sam rozciągnął się, żeby chociaż trochę się pobudzić.
Po tym jak Eliasz wyciągnął sztućce z szuflady, oboje usiedli naprzeciwko siebie i zaczęli jeść; jednak Michał cały czas myślał o tym, co powiedział mu Eliasz – a sam dobrze wiedział, że nie zacznie z nim rozmowy na ten temat. Nie powie jako pierwszy, że to on nie wie, o co chodzi. Jego duma by za bardzo wtedy ucierpiała. Więc o ile Eliasz nie będzie oczekiwał od niego wyskoczenia z jakimiś życzeniami, powinno być dobrze, prawda?

— Jak się czujesz? — zapytał Warszawiak po chwili ciszy gdy odłożył widelec na bok. Najwidoczniej już zjadł.

Michał popatrzył na niego i przełknął szybko swoją porcję, prawie się przy tym krztusząc; od razu po tym uśmiechnął się w swój typowy, ironiczny sposób. Położył łokieć na stole i podparł brodę ręką. Tak, zdecydowanie czuł się teraz rozbudzony.

— Masz na myśli, jak po seksie? — sam odpowiedział pytaniem — Już Ci wczoraj powiedziałem, świetnie. Nie czuję się jakoś nadto niekomfortowo.

Eliasz – z widocznym rumieńcem przez te śmiałe słowa  – najpierw otworzył usta, tylko po to by je od razu zamknąć. Zmarszczył brwi, patrząc na niego z niedowierzeniem.

— Nie to miałem na miałem na myśli! — powiedział defensywnie. Jednak jego ton od razu zmienił się na bardziej łagodny — Zjadłeś już? Bo… Mam coś dla Ciebie. Poczekaj tu.

Michał praktycznie poczuł, jak serce mu staje. Jedynie wymamrotał „dobrze”, kiwając głową na tak. Eliasz poszedł w stronę przedpokoju i nawet jeśli nie było go dosłownie chwilę, to wystarczyło, aby Michał zaczął się ponownie niepokoić. Więc tak, prędzej czy później będzie musiał się przyznać Eliaszowi.

W tym momencie jego partner wrócił do pokoju, zdecydowanie trzymał coś za plecami. Zanim Michał zdążył się go o cokolwiek zapytać, Eliasz wyciągnął zza pleców różę i wręczył ją sztygarowi.
Przyjął ją, a mimo tego zamrugał kilka razy próbując zrozumieć, czemu w ogóle ją dostał. Pewnie, w związku takie coś było normalne, ale zielonooki zawsze był typem kochanka, który swoje uczucia wyrażał przez słowa. Poza tym, Michał sam mu powiedział, że on prezentów ani niczego innego nie oczekuje, chociaż kwiaty kilkukrotnie już dostał – głównie z powodu jakichś okazji. Więc jaka była dzisiejsza? Naprawdę, mogliby go rozstrzelać, a on i tak by nie pamiętał. Obrócił łodygą róży palcami tak, aby się nie poranić o kolce. Eliasz uśmiechnął się szczerze, przechylając głowę lekko w bok.

— Wszystkiego najlepszego, kochanie!

— Ale… Ja mam urodziny dopiero za dwa tygodnie, Eliasz.

Oboje spojrzeli na siebie z czystą konfuzją w oczach.

— No wiem, ale przecież masz dziś imieniny.

Michał zmarszczył brwi.

— Nie obchodzę imienin. I nigdy nie obchodziłem — odpowiedział, może trochę zbyt szorstkim tonem.

Nie on jedyny – rzadko kto na Śląsku obchodził imieniny, chyba, że był przyjezdnym. Michał wychowywał się w tym miejscu, w tym domu, od dziecka i nigdy nie obchodził imienin. Oczywiście, gyburstag był ważny dla jego rodziny. Matka piekła kołocz i nawet jeśli praktycznie nigdy nie dostawał prezentów, to dobrze wspominał tamte czasy. Gdy spędzał dzień z siostrą, jak bawili się razem w ogrodzie, jak pomagał jej pleść warkocze albo gdy ona kradła kosmetyki ich matki i testowała je na nich obu. Albo gdy razem z młodym Krzyśkiem i Stanikiem spędzali czas u ujka Ojgi. A potem wszystko się spieprzyło i Stazyja wyjechała bez słowa, Ojgen zmarł, a sam Michał zaraz po tym wpakował się w okropną relację.

— Naprawdę? — zapytał Eliasz, patrząc na niego z niedowierzeniem — Dopiero teraz mamy czas żeby je obchodzić razem, ja pytałem Staśka o to i powiedział, że może się ucieszysz…

— Eliasz.

— Nie wiem, czy to przez twoją rodzinę i doświadczenia, ale myślałem, że spodoba Ci się to i naprawdę się starałem, żeby…

— Eliasz.

— Ech, zrobiłem z siebie po prostu idiotę, prawda?

Sztygar westchnął głośno. Zanim zielonooki zdążył powiedzieć coś jeszcze, Michał odezwał się jako pierwszy:

— Eliasz, posłuchaj mnie.

Mężczyzna odłożył różę na bok, wstał od stołu i objął swojego partnera. Zarzucił ręce na jego ramiona i przyciągnął go bliżej. Eliasz nie wyglądał na smutnego, bardziej na skołowanego i zdziwionego tym, że Michał nie obchodzi imienin. Stali tak przez chwilę, w kompletnej ciszy.

— Nie uważam, żebyś zrobił z siebie idiotę. Może było trochę głupie, ale prędzej bym to określił jako urocze. Starałeś się — powiedział w końcu — Chociaż do tego wszystkiego by nie doszło, gdybyśmy tylko o tym wcześniej porozmawiali.

— Chciałem ci zrobić niespodziankę. Nie wiedziałem, że nie obchodzisz tego święta.

— Wiem — posłał mu gorzki uśmiech, a po chwili dodał – Jeśli tobie to sprawia przyjemność, mogę zrobić coś dla ciebie w twoje imieniny, tylko… Ja ich nie obchodzę. Nie musisz się wtedy wyjątkowo starać – doceniam to, fakt, po prostu… Sam się wtedy czuję głupio. Nie jest to moja tradycja. I tyle.

— Rozmawiałem o tym ze Staśkiem i pytałem się go o kilka rzeczy. Czemu on mi nic nie powiedział?

— Pewnie za bardzo się zestresował, albo nie chciał przekłuć twojej bańki. Może jedno i drugie, znając go — wzruszył ramionami Michał.

Eliasz westchnął, widocznie się zrelaksował. Sztygar przesunął swoje ręce, trzymając je teraz na talii drugiego mężczyzny. Jego partner oparł głowę na jego ramieniu.

— Jeśli mogę spytać… Dlaczego ich nie obchodzisz? Czy chodzi o twoją rodzinę? — zapytał Eliasz.

— Co? Nie, nie — zachichotał, chociaż myślał o czasach beztroski, kiedy było lepiej. — Na Śląsku się nie obchodzi imienin. No, przynajmniej rdzenni Ślązacy ich nie obchodzą. Wiesz, jak to jest z przyjezdnymi.

Eliasz sam był przyjezdnym.

— Mhm. Nie wiedziałem o tym, zawsze zakładałem, że po prostu nie masz czasu na to.

— Bo jesteś gorolem — może gdyby nie byli razem i nie znali się tyle lat, Eliasz uznałby to określenie za obraźliwe. Wiedział jednak, że Michał, nazywając go tak, wcale nie miał na myśli niczego złego. Nie po takim czasie. — Ale za to moim. Kochanym.

— A Ty jesteś pracoholikiem — odpowiedział Eliasz, przy czym starał się ukryć rozbawienie w głosie.

— Ktoś odpowiedzialny musi się zająć niektórymi rzeczami na kopalni — wzruszył ramionami z udawaną nonszalancją w głosie.

— A nie mógłbyś zostawić tego chociaż na jeden dzień nadsztygarowi albo Strejkowskiemu?

Michał zaśmiał się.

— Nie podważam kompetencji nadsztygara, ale wolałbym nie wiedzieć, jakby wyglądał nadzór wyłącznie Strejkowskiego.

– Myślisz, że byłoby tak źle?

– Nawet gorzej.

Eliasz wyprostował się, po czym pocałował swojego partnera w czoło, sam nie umiał powstrzymać uśmiechu na twarzy na wspomnienie o zdolnościach drugiego sztygara. Sam się czasem zastanawiał, jak mogli go w ogóle wybrać.

– Wiesz co – zaczął Michał po chwili ciszy – Skoro już chcemy obchodzić moje imieniny... To mam pomysł na dobry prezent.

Warszawiak chciał zapytać, o co chodzi, ale po wymownej minie Michała już sam się domyślił. Mężczyzna wziął go za rękę i zaciągnął do sypialni.

Był to lepszy prezent niż tamta róża i życzenia.

[i] Węgiel się wtedy gubi.